poniedziałek, 24 grudnia 2012

Wesołych Świąt

Wszystkim odwiedzającym życzę radosnych Świąt:) Ja spędzam je z rodziną w moich górach. Niestety jest deszczowo:(
Chcę Wam pokazać troszkę mojego świątecznego klimatu sprzed świąt;)









środa, 12 grudnia 2012

Jul i świąteczne kartki, czyli klimat skandynawski

Każdy, kto choć raz był na skandynawskim blogu w okresie świątecznym wie, że czas ten nazywa się JUL. A "God Jul" to takie nasze "Wesołych Świąt". Wiadomo też powszechnie, że Boże Narodzenie jest świętem na pamiątkę narodzenia Jezusa Chrystusa, ale zastąpiło pewien pogański zimowy zwyczaj. Tak było łatwiej ludzi przekonać, kiedy Kościół prowadził proces chrystianizacji. Nasza polska nazwa wprost mówi, że to Bóg się wtedy narodził, ale w całej Skandynawii już jest nieco inaczej. Tu nazwa została pogańska.
Co znaczy JUL? Była to nazwa przedchrześcijańskiego święta, jakie północne ludy obchodziły właśnie w czasie przesilenia zimowego. Wydawano wtedy ucztę, na której dokonywano rytualnego uboju knura, jako ofiarę dla skandynawskiego boga Freya. Kiedy przyjechałam do Norwegii, zastanawiało mnie dlaczego na kartkach świątecznych, lub jako zawieszki na choinkę pojawia się motyw świni. Teraz już wiem, że jest to właśnie pozostałość po tym święcie. I powiem wam więcej, nasza świąteczna szynka też jest pozostałością po tym obrzędzie. Podobnie zresztą rzecz na się z innymi symbolami: choinką, jemiołą.

Stara kartka z okazji Jul. Ta pani chyba zaraz coś tej śwince zrobi!
Uwaga, wszystkie zdjęcia tych skandynawskich kartek znalazłam jeszcze rok temu w internecie, poszukując informacji o historii tego święta. Nie potrafię podać linków skąd pochodzą.


O tym jak współcześni mieszkańcy północy obchodzą Jul nie będę się rozpisywać, bo zostało to już opisane na wielu innych blogach. Powiem tylko, że nie ma wigilii w takim wydaniu jak u nas, nikt nie wie co to opłatek, szopka w domu to też niespotykana rzecz. Ale jest bardzo rodzinnie, nastrojowo, jest jakieś nocne nabożeństwo jak nasza pasterka (ale nie byłam, nie widziałam, jest mi to znane z opowiadań znajomych). I tylko może zbyt komercyjnie się zrobiło. Ale czy w katolickiej Polsce tak nie jest? Mam wrażenie, że zakupy, prezenty i gotowanie przysłaniają sens tych świąt.
Boże Narodzenie to czas radości, ale też zadumy. Może warto też pomyśleć o tym, co było zanim na nasze tereny trafili papiescy misjonarze? Przecież to nie grzech! Myślę, że to nie jest gorsze, niż rozmyślania nad tym jakie ciasto upiec i w co się na wigilię ubrać;) Mnie bardzo cieszy to, że we współczesnych świętach jest tyle pogańskich tradycji. Bo czy przedchrześcijańskie, to znaczy gorsze? Nie, to po prostu inne. Przecież historia Europy nie zaczyna się od czasów chrystianizacji. Zaczyna się dużo wcześniej. Ja jestem zafascynowana przeszłością, zwłaszcza historią kultury. Uważam, że warto pamiętać, że wcześniej były sobie ludy, który miały inne, piękne wierzenia, inną kulturę i że my tak naprawdę jesteśmy jej częścią. I powinniśmy to szanować.



Chcę Wam pokazać też stare, skandynawskie kartki bożonarodzeniowe, a raczej "julowe". Są zupełnie inne niż polskie. Nie ma motywu stajenki betlejemskiej czy kolędników. Jest właśnie owa uczta, zimowe krajobrazy, ludzie i postać nisse  (taki krasnal, pierwowzór dzisiejszego grubiutkiego, czerwonego "Mikołaja"). Nissekort, czyli taka kartka z krasnalem to najpopularniejszy motyw na Norweskich kartkach. Pierwsza taka pocztówka została narysowana w 1883 roku przez Wilhelma Larsena. Jego nissen był nieco inny, niż ten którego znamy obecnie z reklam Coca Coli czy filmów o świętach. Była to postać z wierzeń ludzi północy, opisywana jako mały skrzat, ubrany na szaro (filc), w czerwonej czapce i z długą brodą. Zajmował się pomocą w stajni i miał bardzo kapryśny charakterek. Wierzono, że jeśli odpowiednio się o niego nie zadbało, to płatał psikusy ludziom i zwierzętom;) Na kartkach ów krasnal (lub cała krasnala rodzina) przedstawiany jest w sytuacjach albo imprezowych (zimowa uczta, o której pisałam) albo np. jak czyni przygotowania do tego ważnego święta.




 W grudniu w wielu norweskich muzeach organizowane są wystawy tych kartek. Jest wielu zbieraczy starych pocztówek. Zazdroszczę im trochę tych kolekcji;) O skandynawskich kartkach można też poczytać w lokalnych gazetach (z tego źródła ja czerpałam moje informacje).

 Sama w tym roku kupiłam kilka kartek z motywem nissena. Są prześliczne. Takie nastrojowe. Można poczuć się jak dziecko oglądając je. Wyobraźnia zaczyna działać. Może ten skrzat istnieje i pomaga nam odśnieżyć podjazd lub schody?? ;)) Przy okazji zostawiając prezent pod choinką?

Moje świąteczne dekoracje się powoli tworzą, ale będzie ich niewiele. Powiem tylko tak: nigdy więcej remontu przed świętami. I choć już prawie koniec i robi się piękniej, zazdroszczę tym, którzy już pięknie ubrali domy i cieszą się nastrojem adwentowym:)
Pozdrawiam w ten mroźny dzień!

wtorek, 4 grudnia 2012

Hasło "TERAZ POLSKA" to za mało

Witam wszystkich:)
Ten post będzie troszkę inny, bo po raz pierwszy w moim blogowym życiu biorę udział w zabawie z nagrodą;) Ale to nie nagroda zachęciła mnie do tego, a po prostu super pomysł! Zaproponowała to właścicielka tego bloga o ogrodnictwie, którego obserwuję. Chodzi o to, by pokazać u siebie polskie produkty, których używamy. ZAPRASZAM WAS DO UDZIAŁU, szczegóły na podlinkowanym wyżej i niżej blogu.

my way
Z ogromną przyjemnością publikuję swoje zdjęcia, gdyż polskie produkty są mi szczególnie miłe ze względu na życie na obczyźnie. Tutaj, w Norwegii, nieczęsto spotykam w sklepach nasze krajowe wyroby. Owszem, są np. podłogi Barlinka, ale wiadomo, nie jest to coś, co na co dzień kupujemy. Jedyne co przychodzi mi na myśl, to pieczarki w spożywczakach, które są właśnie z naszej ojczyzny:). Za to zawsze będąc w PL staram się kupować nasze krajowe wyroby, które zabieram ze sobą tutaj. Są to głównie produkty spożywcze i kosmetyki. I właśnie o tych będzie mowa:)
Moje zdjęcia są zimowo świąteczne, bo przecież święta tuż tuż, kupujemy prezenty, warto więc zastanowić się nad tym CO kupujemy.

Przedstawiam Wam moją ulubioną markę o jakże pięknej POLSKIEJ nazwie Biały Jeleń. Są to kosmetyki produkowane przez Pollenę Ostrzeszów, niezwykle delikatne, dla alergików (choć ani ja ani mąż nimi nie jesteśmy) i za bardzo przyzwoitą cenę. Moim skromnym zdaniem są stokroć lepsze i bardziej naturalne niż jakieś popularne garniery i tym podobne. Używam też kosmetyków tzw. aptecznych innych polskich marek, bardziej specjalistycznych, ale to już większy koszt. A Biały Jeleń to produkty do użytku zwyczajnego, codziennego. Drodzy, czyż to nie jest ciekawy pomysł na podchoinkowy prezent?? :))


Ale to nie wszystko. Świąteczny klimat tworzą tu POLSKIE bombki, które 2 lata temu zakupiłam na świątecznym stoisku w casto. Teraz są ze mną w Norwegii. Owszem, może są dwa razy droższe niż chiński plastik-fantastik, ale w moim przekonaniu to wstyd nie mieć ani jednej polskiej bombki. Ja mam ich sześć:P Nie jest to szałowa liczba, ale mam nadzieję zebrać ich więcej do mojego własnego domu, który od niedawna tworzę.




Na zdjęciach chwalę się przy okazji zimą, która do nas zawitała! :)) Juupi! Jest -13 stopni i puszysta śnieżkowa pokrywa dookoła:)) Cieszę się jak dziecko;)
Man nadzieję, że spodoba Wam się ta zabawa i moje jej wydanie. I mam nadzieję właśnie, że z nasze świąteczne zakupy będą przemyślane. A wiecie, jak ciężko kupić jest coś "naszego krajowego"? Bo wiele pozornie polskich marek już dawno ma niepolskiego właściciela, albo jest produkowana w Azji:( Dlatego jak zależy mi na naszym produkcie, dokładnie czytam każdy napis. Często przywożę dla norweskich znajomych upominki z PL i czasem nieźle się trzeba naczytać, żeby upewnić się, że to Made in Poland jest.

Jeszcze na koniec druga zabawa, a raczej wspomniane już wyróżnienie. Sama wyróżniająca stwierdziła już, że ciężko jest znaleźć niewyróżnione blogi, a druga rzecz - wiele osób nie bawi się w wyróżnienia. Mi właściwie też nie zależy, w końcu nie po to prowadzę bloga. Ale bardzo chętnie odpowiem na pytania Małgosi bo są ciekawe. I moje blogi nominowanie zasady mogą kopiować od niej (że tak sobie pozwolę uczynić, ok?) jeśli będą chciały podać dalej.

 

1. Karp w galarecie czy smazony? - nie jadłam nigdy karpia, pstrąg :P
2. Kapusta z grzybami czy z grochem? - grzybami:))
3. Sztuczna czy zywa choinka? - żywa, pachnąca!
4. Obdarowywac czy byc obdarowanym? - chyba obdarowywać, choć to drugie też lubię
5. Jazda na nartach czy na sankach? - NARTY!:)))
6. Pomarancze czy nektarynki? - yyy, nie wiem, chyba pomarańcze
7. Lepienie balwana czy zabawa sniezkami? - Bałwan
8. Ulubiona koleda? - "Hej malućki, malućki, malućki, kieby renkawicka, albo li tyz jakoby, jakoby kowołecek smycka...."
9. Wymarzony swiateczny prezent? - w tym roku nowa drukarka:P z wifi:D
10. Najwazniejsze postanowienie noworoczne? - yyyy, zdać norskprove3 ustnie i pisemnie
11. Bez czego nie wyobrazasz sobie swiat? - bez rodziny.

Moje pytania (kulinarne, akurat głodna jestem):
1. Pikantne czy łagodne?
2. Chleb czy bułeczki?
3. Woda gazowana czy nie?
4. Pierogi ruskie czy z mięsem?
5. Kolacja czy śniadanie?
6. Czarne jagody czy poziomki?
7. Wino czy piwo?
8. Kawa z cukrem czy bez?
9. Masło czy "mix"?
10.  Sałatka z majonezem czy winegretem?
11. Makaron czy ryż?

Zapraszam do tej zabawy:
http://mywayofgardening.blogspot.no/
http://pracatworzenia.blogspot.no/


To tyle na dziś:)
Pozdrawiam!



sobota, 1 grudnia 2012

Czas oczekiwania

Wytrzymałam! Obiecałam sobie, że przed grudniem nie ogarnie mnie świąteczny szał, że zostawię sobie tę przyjemność na adwent;) Takie małe "widzi mi się". Było ciężko, bo na blogach goszczą już od dawna świąteczne klimaty, ale miałam też sprzymierzeńca - brak czasu;) i brak warunków :P gdyż tkwimy w remoncie kuchni. Miało to trwać 3 tyg, a już minął miesiąc:(( Ale nie mamy fachowych ekip, wszystko robimy sami, a głównie mój mąż. Po pracy. Więc dlatego...
Przedstawiam Wam mój adwentowy stroik. Ponieważ nie ma śniegu, postanowiłam zrobić sobie zimowy klimat sama.

Użyłam darów natury (prócz akrylowego zwierza leśnego:P), spodobał mi się zwłaszcza ten porost w mroźnym odcieniu.



Powoli zaczynam świąteczne strojenie. Nie za dużo, bo wyjeżdżamy na tydzień do rodziny, ale klimat świąteczny będzie:))
Oczekuję tego roku nie tylko na święta, ale też na śnieg (mróz już mamy, więc mam nadzieję że i biały puch nadleci), na nieszczęsną kuchnię i jeszcze na coś, czego nie zdradzam.
Dla tych, co nie wierzą, ze w Norwegii może jeszcze nie być śniegu, mój szary widok z okna:

Na koniec chcę podziękować Małgosi za wyróżnienie, które otrzymałam. Niestety jeszcze nie spełniłam warunków, ale jestem w trakcie nominowania innych. Na pytania też odpowiem i wymyślę swoje;) Wezmę jeszcze udział w innej zabawie - o tym kolejnym razem! Miłego weekendu!

środa, 31 października 2012

Norweskie stare domy

Dziś będzie o domach, w których nikt nie mieszka, a które ogromnie mi się podobają. Jako, że jestem dość ciekawska i przy okazji lubię historię, zawsze jak napotkam na swojej drodze jakąś stareńką budowlę to oglądam ją ze wszystkich stron:) Okazji miewam sporo, bo w Norwegii takich opuszczonych domów, w których kiedyś zapewne tętniło życie, jest sporo. Zwłaszcza na tzw. zadupiach;), z dala od większych miejscowości, przy szutrowych drogach, gdzie "diabeł mówi dobranoc". Lubię na takich odludziach spacerować i prawie zawsze znajdę jakiś stary dom. Zaczynam wtedy wyobrażać sobie jak tu było kiedyś, kto tu mieszkał, czym się zajmował? Jakie były ich smutki i radości, czy hodowali owce czy krowy, a może jedno i drugie? Jest to dla mnie niezwykle fascynujące. Te domy w większości należały do farmerów. Kiedyś Norwegia była biedna jak mysz kościelna, więc ludzi żyli z "ziemi". Nie musieli mieszkać blisko miasta czy przy ważnym szlaku transportowym. Żyli sobie w lesie, nad jeziorami, wypasali owce, trudnili się wszelakim rzemiosłem. I pewnie byli szczęśliwi:) Ale czasy się zmieniły i ich potomkowie musieli przenieść się za pracą bliżej miast. Domy zostały, a ponieważ są solidnie wykonane, stoją do dziś. Czasem służą jako domy letniskowe dla wnucząt w prawnucząt byłych właścicieli. A czasem tylko jako mieszkanko dla myszek.

Ten biały, to jeden z ładniejszych domów, jakie napotkałam spacerując po lesie. Ale widać (po skoszonej trawie choćby), że ktoś tu czasem zagląda.

Dom na zapewne około stu lat, może i więcej. Bardzo podobają mi się wykończenia okien. Często w nowych domach też się takie stosuje. I często są te ozdobne deseczki pomalowane na inny kolor niż reszta domu. Tu są zielone. Ale teraz zwykle maluje się je na szaro (jak dom jest biały) lub biało (jak dom jest szary). To obecnie najmodniejsze kolory jeśli chodzi o malowanie fasady domu, przynajmniej na południu Norwegii.


Obok takich domów są stodoły (częściej ich szczątki), jakieś stare sprzęty rolnicze, łodzie. I oczywiście rośliny ozdobne, które bez pomocy człowieka nie zawędrowałyby w takie miejsca:) Te, którym udało się przetrwać, rosną sobie i kwitną. Przypominają, że kiedyś ktoś dbał o dom i ogród, "pięknił" go żeby życie było milsze.
Drugi dom, jaki wam pokażę, jest dużo bardziej zaniedbany, choć nie sądzę, żeby był starszy.


Natrafiłam na niego po ok. 3 kilometrach  leśnej dróżki, zamkniętej szlabanem. Rósł tam ogromny kasztan -  kolejna roślina, której człowiek pomógł się w takim miejscu znaleźć. Kasztan wielce mnie uradował, bo tutaj nieczęsto się trafia. Mogłam nazbierać kilka kasztanów na ozdobę domu;)



Dom ten również miał piękne wykończenia okien, obok niego stała ogromniasta stodoła i niemała drewutnia. Pewnie kiedyś mieszkała tu duża rodzina, posiadali dużą farmę. Blisko były tory, więc pewnie jakaś stacja kolejowa też. Zapewne kolej była ich łącznikiem ze światem, może taką drogą ich dzieci jeździły do szkoły w najbliższym mieście? Może tak jeździli sprzedawać nadwyżki swoich produktów? Niezwykle mnie to wszystko fascynuje:) Mam nadzieję, że kiedyś mój norweski będzie na tyle dobry, że będę mogła poczytać o takich lokalnych historiach:)
Pozdrawiam zaglądających:) Teraz idę uzbroić się w słodycze, gdyż tutejsze dzieciaki będą dziś straszyć:P Ja nie obchodzę "halułin", bo jakoś nie nawykłam jeszcze do takiego święta. Pewnie jestem jedną z nielicznych, która nie ma wydrążonej dyni na ganku:) Ale kto wie, może w przyszłym roku?

czwartek, 25 października 2012

Teraz taras i podarki

Zakończyliśmy budowę tarasu przy wejściu:) Cieszę się ogromnie, bo jest to (po piecu i drenażu piwnicy) trzeci zakończony projekt w naszym domu. I chyba ostatni tego roku na zewnątrz, teraz przeniesiemy się z robotą do wnętrza. Oto migawka z placu budowy:

Prawie cały czas było zimno, ciemno (2 - 5 stopni) i padał deszcz. Brrr....
Tak wygląda zakończony:


Teraz zostanie w takim stanie do wiosny, kiedy to dostanie jakieś dekoracje i kwiaty:) I może meble? Zakupiłam jedynie jeden lampion, który zapalamy zawsze, jak spodziewamy się gości.

No właśnie - gości. Tych mieliśmy ostatnio troszkę, bo robiliśmy parapetówkę. Miała być jedna impreza, ale baaardzo ciężko jest zebrać wszystkich znajomych razem. Pominę już to, że robię kolację, ktoś potwierdza przybycie, a w ostatniej chwili nie zjawia się, a ja z jedzeniem zostaję "na lodzie". Cóż, bywa i tak. Niemniej ja lubię jak goście przychodzą na umawiany czas i siadają do stołu razem. Tym razem imprezy były dwie, sobota po sobocie. Jako, że stołu jadalnianego u nas jeszcze brak, musieliśmy zadowolić się stolikiem przy kanapie;) ale dało się! Z resztą jak jest parapetówka, to można siedzieć nawet na podłodze, prawda?;))
Korzystając z okazji pochwalę się podarkami, jakie otrzymaliśmy:) Goście trafili w dziesiątkę. Dostaliśmy piękny lampion:


ramkę na zdjęcia (choć już wiem, że wykorzystam ją nie tylko na zdjęcia):


Mam teraz także śliczne roślinki - nakrapianą orchideę i fiołka alpejskiego. Lubię kwiaty w domu, ale jeszcze nie posiadam ich za wiele, więc tym bardziej miło było jest otrzymać.


A to moja prosta dekoracja pustej części salonu;)

Na koniec wspomnę jeszcze o tym, co związane jest z jesienią i ciemnościami panującymi o tej porze roku, ale nie tyczy się to jesieni jedynie. Otóż jako kierowca mam ogromną prośbę do pieszych - pozwólcie się zobaczyć, UŻYWAJCIE ODBLASKÓW moi mili. Pieszy ma wspaniałą sytuację, bo widzi światła samochodu. Niestety kierowca tegoż samochodu niemal nie ma szans zauważyć w porę pieszego, kiedy ten nie ma ani kawałka odblaskowej materii na sobie. Nie rozumiem, dlaczego jest z tym taki problem w Polsce. Przecież to ani nie jest koszt, ani tzw. "obciach" mieć odblask. I nawet "zaświecony" telefon komórkowy nie jest widoczny tak, jak najmniejszy odblask. W Norwegii nawet psy mają zakładane odblaskowe kamizelki idąc na spacer. Każde dziecko, każdy dorosły jest doskonale widoczny z daleka. Tutaj często nie ma chodników, zwłaszcza dalej od miasta, dlatego każdy musi się zatroszczyć o swoją widoczność. A w naszym kraju pieszy w ciemnej kurtce nie daje szans kierowcy. Piszę to z nadzieją, że choć kilka osób to przeczyta i przekaże dalej. Już trzy razy omal nie rozjechałam pieszego (właśnie jesienią) przez to, że był kompletnie niewidoczny:(((
I jeszcze jedna rzecz, tym razem aż śmieszna;) Już dwa tygodnie temu zauważyłam, że w norweskich sklepach zaczynają pojawiać się ozdoby bożonarodzeniowe! Właściwie, to się oburzyłam, ale teraz się z tego śmieję. I staram się konsekwentnie ignorować takie działy sprzedaży. Przynajmniej do połowy listopada, bo wtedy zacznę pewnie powoli planować, jak udekorować dom na święta. A jakie jest wasze zdanie na temat świątecznego klimatu w październiku?
Pozdrawiam gorąco!

wtorek, 16 października 2012

Wieszak na biżuterię


Nareszcie mam! Wieszak na kolczyki i inne świecidełka. A w dodatku sama go zrobiłam:)) I dziś opiszę Wam w jaki sposób.
Nie posiadam jakiejś niesamowitej kolekcji biżuterii, ale coś tam mam. I wszystkie te moje ozdoby zawsze były wszędzie. W łazience, w mojej torebce, w portfelu a nawet w samochodowym schowku:P Aż powiedziałam dość - muszę coś z tym uczynić. Jak już wspominałam, obiecałam sobie kreatywnie wykorzystać kawałki tapet. Jeden z tych projektów to właśnie tenże wieszak. Gdzieś już podobne widziałam i to mnie natchnęło.
Zrobienie go jest proste. Wystarczy drewniana ramka na zdjęcia bez szyby (najlepiej nielakierowana, jeśli chcecie pobielić), kawałek tapety wielkości tej ramki (u mnie A4), klej, wkręcane uchwyty, biała farba akrylowa, gąbka lub pędzelek.
Ramka była stara, a drewno ciemne, więc odświeżyłam ją bieląc farbą akrylową. W tym celu moczyłam gąbką drewno, a następnie przecierałam wzdłuż słojów inną gąbką z odrobiną akrylu. Później na tył ramki nakleiłam tapetę. Użyłam do tego mocnego kleju do papieru, bo akurat u mnie tył ramy był z twardej tektury. Następnie ramkę nałożyłam na tekturę z tapetą i przy pomocy linijki i ołówka wymierzyłam i zaznaczyłam gdzie wkręcę wieszaczki. Miałam ich 10 sztuk.

Ostatnim krokiem był ich wkręcenie. Trzeba uważać, coby nie uszkodzić tapety. Wbrew pozorom w tej tekturze wcale nie wkręcało się łatwo;) i wkręty są ciut za długie i wystają z tyłu, ale u mnie to nie przeszkadza w niczym, a zawsze można je obciąć.
A to efekt końcowy:


Teraz pozostaje mi podjąć decyzję gdzie ten "obrazek" zawiesić. Chyba będzie to sypialnia.
To mój pierwszy taki kreatywny post, ale zapewne nieostatni:) Mam nadzieję, że kogoś zainspiruję to stworzenia takiego wieszaka.

piątek, 12 października 2012

Tapety


Nasz dom zbudowany jest w technologii szkieletowej, a jego wewnętrzne ściany to po prostu płyty, które muszą być czymś "obite". Poprzedni właściciele postawili na tapety (z wyjątkiem korytarza, gdzie ściany są drewniane). Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że widać mieli inny gust niż ja, bo tapety owe są paskudne! A i wiek już swój mają na moje oko pełnoletni;) My chcielibyśmy w części salonu, tej kominkowo - kanapowo - telewizyjnej, obłożyć ściany pobielanymi deskami ustawionymi poziomo:) Stworzy to zapewne przytulny klimat, no i bielone drewno podoba nam się ogromnie! Jednak w części jadalnej chcę mieć tapetę, podobnie jak w sypialni. Tapety potrafią być przepiękne i zawsze raz na jakiś czas można je zmienić, gdy się znudzą.
Do zmiany tapet zapewne jeszcze trochę czasu upłynie, ale snując plany przyszłego wyglądu domu, zaczęłam przeszukiwać internet w poszukiwaniu tapet, które przypadną mi do gustu. Kryteria były takie: jasna i nawiązująca do natury, w skandynawskim stylu. Nie lubię geometrycznych wzorów na tapetach. Nie chcę też tapety retro, choć jestem nimi zachwycona (zwłaszcza tymi nawiązującymi do lat sześćdziesiątych) Internetowe sklepy tapeciarskie mają ogromny wybór kolekcji tapet z całego świata. I co ciekawe, te które mi się podobają, w Polsce kosztują tyle samo co np. w Norwegii. Więc wybór mój padł na sklep Flugger.no (to chyba oddział dużego sklepu szwedzkiego). Zamówiłam tam w niedzielę próbki dziesięciu tapet (każda próbka formatu A4, za jedyne 4 korony), które przybyły do mnie wczoraj:)))


Co o nich myślicie? Oczywiście niektóre zupełnie inaczej prezentowały się za zdjęciach w sklepie, niż w rzeczywistości, ale kilka z nich spełnia moje oczekiwania:)
Oto mój faworyt do sypialni, zdjęcie ciut ciemne, ale przecież tapetę będę też widywała przy słabszym oświetleniu, wyżej widać ten wzór lepiej oświetlony:

 lub ta:


A do kącika jadalnego taka:


Próbki są tak ładne, że postanowiłam wykorzystać je kreatywnie, o czym zapewne tutaj opowiem, jak to już uczynię. I nie wykluczone, że zamówię ich więcej, nawet takich, które nie koniecznie chcę mieć na ścianie, ale po prostu mi się podobają:))