wtorek, 17 grudnia 2013

Post z Ojczyzny o moim Mikołaju ;)

Witam was z Ojczyzny:) Od kilku dni jestem z córeczką w Polsce, gdzie spędzimy tegoroczne święta. Tu, w Gorcach, jest śnieg, piękne słońce codziennie i mróz co noc. Spacerujemy, odwiedzamy rodzinę i przyjaciół, jeżdżę na nartach (tu pomocna jest babcia, która przejmuje opiekę nad wnuczką). Z przygotowań świątecznych omija mnie prawie wszystko poza ustrojeniem kominka w rodzinnym domu. Nieco nad tym ubolewam, ale z drugiej strony - odpoczywam.

W poprzednim poście był mój świąteczny nastrój z Norwegii, napisałam też nieco o prezentach ;) I tu pragnę się pochwalić, jaka niespodzianka mnie spotkała. Pewna dobra osoba, Jaddis z bloga W krainie trolli zechciała podarować mi prezent - ręcznie wykonane mydełka. Do mojej nowej łazienki. Przyszły jeszcze przed mikołajkami. Dwa, pięknie zapakowane. Cudowny prezent - bo od osoby której nigdy nie spotkałam. To właśnie jest urok blogowania :) Mydełka prócz urody są naprawdę mydłami - tzn świetnie myją i nawilżają. A mój mąż z zachwytem stwierdził, że nawet pachną. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam!






środa, 4 grudnia 2013

Zapraszam do stołu

Na waszych blogach pięknie - świątecznie. Uwielbiam ten czas grudniowy! Chcę Wam pokazać dziś, że i u mnie już święta (wyjątkowo wcześnie tego roku). W niedzielę gościliśmy przyjaciół na obiedzie. Nie spotkamy się już z nimi tego roku, dlatego nastrój musiał być.





czwartek, 28 listopada 2013

Tworząc świąteczny nastrój

Grudzień tuż tuż i zaczynam robić świąteczne dekoracje. Dosyć wcześnie, bo wkrótce wyjeżdżam do Polski, a chcę się nacieszyć świątecznym zapachem igliwia we własnym domu. Nie będzie tylko choinki.
Następne dwie niedziele przyjmuję gości na świąteczne kolacje. Najpierw przyjdą znajomi Polacy i dla nich przygotuję norweski obiad świąteczny - ribbe (nie ma nic wspólnego z rybą), a później gościmy przyjaciół z Litwy i zrobimy coś polskiego. Ale najpierw muszę poszukać inspiracji na bożonarodzeniowe nakrycie stołu.

W salonie zrobiłam sobie kawałek lasu = tu w roli głównej mój nieśmiertelny akrylowy jelonek i szklane grzybki które udało mi się niedawno zakupić. To nie jest tak do końca świąteczne choć przywołuje ten klimat i dlatego może już teraz cieszyć nasze oko. Ostatnio widziałam podobne dekoracje zrobione z mchu w BoligPluss, moim chyba ulubionym magazynie wnętrzarskim. Była tam sesja świąteczna w... stajni :) Bardzo ciekawy pomysł.



 To była moja dekoracja. 
Poniżej kilka stron z BoligPluss







Nasza łazienka już gotowa, już funkcjonuje, niestety brakuje jej bardzo wielu detali. I mój najdroższy nie ma chęci aby je wykonać. Ale wcale się nie dziwię, oboje mamy już dosyć tego remontu. Zakupiłam za to kilka drobiazgów łazienkowych: na mydło, na szczotki do zębów (w Kremmehuset). Mam też uroczy wieszaczek, który znalazłam dość dawno temu na wyprzedaży i kupiłam, nie wiedząc nawet, że będzie pasował do łazienki. Pokażę Wam też drugą stronę - prysznic.







Dodam jeszcze, że nadeszły u mnie czasy fatalnego światła, słońce wstaje na krótko i jest bardzo nisko, toteż dom jest kiepsko oświetlony. Trudno mi fotografować, bo lampa w moim aparacie jest raczej średnia (trudno wymagać coś od wbudowanej lampy). Jedyne wyjście to dokupić lampę, ale to znów niemały koszt jak dla zwykłego amatora jakim ja jestem ;)

Chciałam jeszcze podzielić się refleksją na temat prezentów pod choinkę... Otóż dla mnie prezenty nie mają znaczenia, jeśli już, to cenię te zrobione własnoręcznie lub jakieś ciekawe drobiazgi. Lub po prostu książki. Ale nic takiego nie dostaję! Zamiast tego jest pełno badziewia lub kremów do rąk, które w rezultacie lądują w koszu. Marzę o tym, żeby ktoś zrobił dla mnie konfiturę i ładnie zapakował, żeby ktoś zrobił mi coś na drutach... Ale nic takiego się nie dzieje, choć to nie kosztuje dużo. Trzeba poświęcić jedynie czas. A wy co lubicie dostawać? Dla mnie prezenty to największy problem świąt. Najchętniej uniknęłabym tego, to jest fajne jedynie dla dzieci. W tym roku robię rodzinie kalendarze ze zdjęciami dzieciaków, które przyszły na świat tego roku (mamy baby boom w familiji, aż 3 sztuki bobasów :)). Trochę jest z tym zachodu. Mam nadzieję, że będą zadowoleni.

poniedziałek, 11 listopada 2013

Listopadowe przetwory - brusznica

Witajcie moi mili :)
Opowiem Wam dziś o moim ulubionym owocu - borówce brusznicy. Będzie apetycznie i skandynawsko zarazem. Otóż cała Norwegia lubuje się w pewnym czerwonym dodatku do mięs - konfiturze brusznicowej. Obalę tu od razu mit jakoby jadano tu żurawinę. To często słyszana bzdura. Jada się właśnie BRUSZNICĘ, która rośnie niemal wszędzie i dojrzewa mniej więcej we wrześniu. Te małe czerwone kuleczki są pełne witamin, słodko kwaśne z odrobiną goryczy. Chyba nie ma w Norwegii mięsnego obiadu bez łyżki konfitury brusznicowej. Ja używam jej też do pasztetów i serów. A z owoców robię także na nalewkę:))



Brusznicę zbierałam we wrześniu, a ponieważ nie była przemrożona - wrzuciłam ją do zamrażarki. Dopiero w zeszłym tygodniu miałam czas powrócić do niej. Owoce trzeba przemrozić, by nie były zbyt gorzkie lub zbierać je po pierwszym mrozie.

Konfiturę/dżem robi się bardzo łatwo dlatego ,że nie trzeba się przejmować, że się zepsuje. Borówka ta ma w sobie specjalny kwas - naturalny konserwant. Wystarczy ją zagotować z dodatkiem cukru (ilość zależy od tego jak słodką lubicie) i gorącą masę wlać do słoików, które wywraca się do góry dnem. Przechowywać w miejscu w miarę chłodnym i ciemnym. Uwielbiam zarówno smak jak i kolor tego dżemu, zawsze mam słoiczek w lodówce. Najlepiej pasuje do czerwonego mięsa, zwłaszcza dziczyzny i pieczonych pasztetów. Mniam!



Z jagód tych robię też naleweczkę. Owoce zalewam mocną wódką (50%) i odstawiam do chłodnego ciemnego miejsca. Po około miesiącu, jak owoce wyblakną, odcedzam je a do nalewki dodaję syrop cukrowy, mniej więcej szklankę na litr wódki.



Następnie butelkuję i znów odstawiam na miesiąc. A później można już degustować ;) Polecam na przeziębienia, to bogate źródło witaminy C! Oczywiście w rozsądnych ilościach, a jakże...


U mnie mroki listopadowe, czekam więc z niecierpliwością na śnieg, żeby było jaśniej. Nie czuję jeszcze świątecznego klimatu, chyba za wcześnie. W sklepach już wspaniałe świąteczne dekoracje i tłumy "zakupowiczów", ale ja jeszcze nic nie kupiłam. Żeby nie znudzić się świętami zanim nadejdą.




poniedziałek, 4 listopada 2013

Łazienka nasza stara i nowa

Wspominałam już, że remontujemy łazienkę. Dziś pokażę Wam pierwsze efekty, bo już niedługo będzie finisz!
Ale od początku... Najpierw o naszej ex... Łazieneczka nasza była maleńka. Naprawdę maleńka - było wc, mała umywalka i plastikowy prysznic, który zasłaniał niemal całe okno. I na nic innego nie było miejsca, na szczęście pralnię mam w piwnicy, bo musiałabym chyba trzymać pralkę w sypialni. Ale z łazienką sąsiaduje nasza sypialnia, która akurat z tej strony posiadała dużą szafę wnękową. Postanowiliśmy więc powiększyć łazienkę kosztem tejże szafy. Dzięki temu zyskaliśmy całe 60 cm szerokości:) i nasza nowa łazienka ma teraz aż całe 5 metrów kwadratowych! ;)
"Była" nie miała kafelków tylko takie specjalne płyty łazienkowe. Nie miała porządnego oświetlenia, jedynie rozpadający się halogen nad lustrem. Nie miała też porządnego ogrzewania. No i była brzydka - muszę to powiedzieć, choć chciałam być tolerancyjna dla jej urody :P

A nowa? Z nową był kłopot z początku. Nie miałam kompletnie wizji. Oczywiście miałam - co do dodatków i kolorów, ale szybko się przekonałam, że gruntowny remont łazienki to nie tylko dodatki! To wyższa szkoła jazdy. No i nie zawsze można zastosować to co nam się podoba, bo okazuje się, że to muszą być zachowane zasady takie, śmakie i owakie, bo to dom drewniany, więc łazienka musi być pomieszczeniem szczelnym, więc tu się kłaniają specjalne wylewki, membrany, pierdoły o dziwnych nazwach itp... Bo jak nie to będzie źle, to ubezpieczyciel nie pokryje ewentualnych szkód, a bank w razie sprzedaży nie będzie |"zadowolony". Bo "nowa" musi zadowalać. Nie tylko nas. Ufff...

Początkowo chciałam mieć "słodką", jasną łazienkę w wiejskim stylu. Ale później stwierdziłam, że to musi być taka łazienka, która będzie się podobała szerszej publiczności (gdyby się okazało, że kiedyś sprzedamy dom) i w miarę ponadczasowa, bo w końcu remont łazienki robi się raz na 15 - 20 lat. Więc trzeba robić tak, żeby było jak najbardziej solidnie i w miarę neutralnie. A gusta zmieniają się nieco szybciej - tu jest pole do popisu w dodatkach.

Bałam się długo co wyjdzie. Co do kafelków - do ostatniej chwili nie miałam pojęcia co wybrać (inaczej pewnie jest z nieograniczonym budżetem). Padło na ciemną podłogę i jasne ściany. I będzie też element z mozaiką, bo mozaiki uwielbiam. Będzie dość dużo nowoczesnych rzeczy, ale powieje trochę stylem retro. Mam nadzieję, ze to się uda!

PRZED i OBECNIE (w kolejnych postach przyjdzie czas na PO)



Jeszcze trochę ciemno, ale elektryk już zrobił resztę i lada moment będzie światło. No, ale jak zwykle najważniejsze jest niewidoczne: jest podgrzewana podłoga :)))) Liczy się wnętrze :P

Pozdrawiam z mrocznej o tej porze Norwegii.

poniedziałek, 7 października 2013

Kolor jarzębiny

Pisać, czy nie pisać... Oto jest pytanie :P Tyczy się ono oczywiście bloga. Tzn pisać zamierzam wciąż, ale długo już biję się z myślami jak dużo prywatności swojej tu wyjawiać. Kiedy zaczęłam pisanie, postanowiłam, że to nie będzie blog rodzinny, tylko o "wnętrzu" - dotyczący naszego gniazdka. Chciałam dzielić się tym jak mieszkamy, ale niekoniecznie tym kto dokładnie tu mieszka, jak ma na imię, jak wygląda, ile ma lat, itp... Ale jest coś, a raczej ktoś :) o kim muszę wspomnieć, bo coraz więcej przestrzeni domowej jest urządzanych pod tego kogoś;) Więc powiem tak: tego roku zostałam mamą, z końcem zimy przyszła na świat nasza mała córeczka, przesłodka kruszynka. A że czas szybko leci, nasza maleńka dziewczynka już jest małym łobuziakiem ;) a ja jestem na etapie zbierania inspiracji do jej pokoiku. Wybaczcie, że dopiero teraz mówię o tak ważnym domowniku (naprawdę nie wiem jakim cudem powstrzymałam się do tej pory!), ale nie chcę robić z naszej córki osoby publicznej, a tego miejsca na południu północy miejscem o macierzyństwie ;) Mam nadzieję, nikt nie poczuje się oszukany, wszak mamy prawo decydować sami co wrzucamy do sieci.



Teraz jednak będę częściej wspominać o naszym Aniołku:) Dziś pokażę nasz kąt jadalny, który dostał zastrzyk energii w postaci dziecięcego mebla w kolorze, który nasz brzdąc uwielbia! Uważam, że wybrała świetnie;) Przydadzą nam się energiczne dodatki. Zwłaszcza, że nadchodzi pora ciemności...




Nasza jadalnia jest połączona z salonem i kuchnią. Jaka jest każdy widzi. Ma plusy i minusy. Minus to głównie tapeta z plamami po zdjęciach i obrazkach poprzednich mieszkańców - dość irytujące ;) Plus to na pewno okno z widokiem na las i to, że jadalnia w ogóle jest:) W wielu domach tego formatu stół jadalny jest  w kuchni i tyle. Meble to oczywiście Ikea. Wieszak na wina to rzecz, którą znajomi wyrzucali, a my wzięliśmy. Może zmieni kolor, ale nie podjęłam jeszcze decyzji. Przydałby się kredens, ale na niego przyjdzie czas. Jeszcze nie wiem jaki chcę, no i fundusze nasze lokują się aktualnie w łazience.

Kończąc, pokazuję dwa zdjęcia z jesiennego spaceru po okolicy:



Do następnego :)

piątek, 20 września 2013

Jesienny kącik w ogródku i polska jesień na norwesiej ziemi

Mam w ogródku ulubione miejsca do siedzenia i czytania, picia kawek itp. Są to miejsca sezonowe, związane z nasłonecznieniem. Wiosną stęskniona za słońcem siadam na tarasie od południowej strony. Latem chowam się "za domem" w cieniu. A jesienią...jesienią znalazłam sobie miejsce przy ścianie z poukładanego na paletach drzewa na opał :) Owa ściana dość dobrze zatrzymuje wiatr, nagrzewa się od słońca i dzięki temu jest przytulnie nawet w te chłodniejsze dni.





 Ruda filiżanka to część kompletu norweskiej ceramiki, którą zeszłej jesieni wypatrzył mój mąż w sklepiku ze starociami gdzieś "na końcu świata". Mamy 6 takich filiżanek z podstawkami, 6 talerzyków i miseczkę na przekąski. Każda filiżanka jest w nieco innym odcieniu i w tym jest urok tego typu ceramiki. Ręczna robota.



Żeby cieszyć się jesiennym słońcem i nie przeziębić nerek polecam baranie skóry. Cała Skandynawia na nich siedzi ;) Skóra + wełniany kocyk = miło spędzony czas w każdą pogodę ! Na takich skórach (lub w futrzanych śpiworach) już noworodki spędzają mnóstwo czasu na polu (lub na dworze - w zależności skąd jesteście) i są okazami zdrowia :)





Nazbierałam kurek z których powstała pachnąca i rozgrzewająca kolacja w postaci tego żółtego kremu. Pycha. Uwielbiam grzyby, zwłaszcza kurki. Nie rośnie ich tu może wiele, ale nie mam konkurencji w lesie - tubylcy nie zbierają tych jesiennych darów. Dla nich grzyby są śmiertelnych zagrożeniem i z podziwem patrzą na każdego kto się na nich zna. Dziwne, bo to przecież taki "leśny" naród... Ale za to są zbieraczami wszelakich jagód.


Życzę Wam takiej złotej polskiej jesieni jaką my mamy! Czy to na obczyźnie, czy w Polsce :)

środa, 4 września 2013

Pochwała pogody

Ja tu dziś tylko na chwilę i tylko po to, żeby się pochwalić pogodą (i żeby pochwalić pogodę)

Co rano, gdy podnoszę zasłony, wita mnie słońce:


 Jak jem śniadanie to mam taki oto widok na rozświetlony słońcem lasek:


Chce się żyć!!!
Wszystkim takich poranków życzę :)

piątek, 30 sierpnia 2013

Jeszcze lato

Poranna rosa coraz grubsza, słońce rzuca coraz dłuższe cienie - lato się kończy. Ale jeszcze łatwo się nabrać, że jest w pełni. Zwłaszcza w południe bywa bardzo ciepło. Dopiero wczoraj dotarło do mnie, że już wrzesień za chwilę! W tym roku norweskie lato nas rozpieszcza. Dwa lata prawie go nie było więc pewnie chce zadośćuczynić;) Mało padało, było bardzo pogodnie i ciepło:) Fantastycznie. Po takiej dawce promieniowania słonecznego jesteśmy gotowi na jesień;)




Na jesień (i zimę) gotowa jest też spiżarnia. Mamy dżemy borówkowe, malinowe, mamy ogórki (zostaliśmy obdarowani wieloma kilogramami polskich ogórków), sałatko ogórkowo - marchewkowo - paprykowe. Jest też cukiniowe leczo i mrożonki: siekaną zieleninę (szczypior, pietruszkę, koper), szparagową i mix do zupy: fasolki, gorszek i marchewki. Dużo mrożę, bo mam dużą zamrażarkę, poza tym boję się długo przechowywać marchewki czy inne plony. Wydaje mi się, że moja piwnica się do tego nie nadaje.
Zielone części mrożę w plastikowych pojemnikach po lodach, które opisuję flamastrem ;) Nie zgniotą się, łatwo je otwierać, użyć ile się chce i znów zamknąć. No i nie trzeba kupować całej armii pojemników.



Mój warzywnik ma niezłe plony. Zwłaszcza marchew i czerwona cebula są okazałe. Długo trzeba było czekać na cukinie, ale też są niezłe. Właśnie już trzeci obiad z rzędu będzie cukiniowy :P Na szczęście mam dużo cukiniowych przepisów.

Zaczynamy w domu kolejny duży projekt - łazienka. Jestem przerażona, ale może uwiniemy się z tym w miesiąc. Trzymajcie kciuki.
Pozdrawiam:)

środa, 31 lipca 2013

Lato w pełni

Lato tego roku jest. Nie tylko z nazwy. I w Polsce, gdzie byłam kilka tygodni, i w Norwegii. Jest słonecznie, jest kwiatowo, są pachnące wieczory i wesołe poranki. Kwitnące, zachwycające - lato w pełni. Dla mnie to nie tylko pora roku, ale także stan ducha. Całą sobą przeżywam to lato. Rok temu takiego nie miałam.

Najwspanialszym letnim zapachem jest dla mnie zapach świeżo skoszonej górskiej łąki wieczorem. To zapach pierwszych dni upragnionych wakacji, zapach dzieciństwa:) A kolory lata to nieskoszona ;) górska łąka pełna kwiatów, ziół i traw. Polska górska łąka! Kocham góry... I szczęśliwie mogłam się nimi nacieszyć.

Jest jeszcze smak lata - BORÓWKI. Czyli, jak kto woli, czarne jagody. Jedzone prosto z krzaka, brudzące ręce i buzię:) Na całe szczęście borówki rosną nie tylko tam skąd pochodzę, ale i tu w Norwegii. Jak przystało na borówkową babę nazbierałam ich w tym tygodniu pięć litrów i wczorajszym rankiem "machnęłam" 10 słoiczków borówkowych dżemów. Będą na jesienno zimowe dni jako dodatek do gofrów z bitą śmietaną!






W Polsce wieczorami szybko zachodziło słoneczko i robiło się dość chłodno (mieszkam w dość głębokiej dolinie), ale tutaj można zrobić letnie przyjęcie w ogrodzie i siedzieć do późna:) Sami zobaczcie...






Codziennie zjadamy dary naszego warzywnika. Obiady obmyślam pod to, co akurat mamy na grządce do zjedzenia. Ma to swój urok, a smakują te dania bosko.



Dostałam na dwa tygodnie pod opiekę ogródek sąsiadki z pozwoleniem zrywania przez ten czas malin i ogórków (tych długich). Zapowiada się więc malinowy czas, bo maliny rosną jak szalone!

Pozdrawiam i życzę udanej ostatniej części lata:))