środa, 15 sierpnia 2012
Ogrodowo
Witam wreszcie z nowego domu!
Ostatnio mieliśmy mnóstwo pracy: przeprowadzka, sprzątanie starego mieszkania, zakupy (a to zamrażarka jest potrzebna, a to czajnik, a to znowuż kosiarka) i mnóstwo papierkowej roboty związanej z kredytem. Ale w końcu od 1. sierpnia jesteśmy u siebie!!!:)) Pracy w domu i ogrodzie jest tyle, ze nie wiadomo w co ręce włożyć. Mniej więcej ogarnęliśmy środek, tak, że przynajmniej wiem gdzie jaka rzecz się znajduje, ale przed nami najgorsze remonty: nowy piec, nowa kuchnia i nowa łazienka. Przypuszczam, ze zajmie nam to całą jesień.
Dom nie była od daaaawna remontowany, kuchnia woła o pomstę do nieba, ma 40 lat i nadaje się tylko do wymiany. Łudziłam się, że ja przemaluję i jakoś to będzie, ale nie ma szans. Jest okropna. Łazienka jest maleńka, będziemy ją powiększać kosztem szafy wnękowej w sypialni. Ale i tak jest cudownie:) Jeszcze pewno długo nie zamieszczę zdjęć wnętrza, bo to ma być blog o rzeczach pięknych, a nie paskudztwach;) Ale później nadrobię:)
Dziś pokażę wam odrobinę ogrodu:) Z racji pięknej pogody dom zostawiliśmy i pracujemy w ogrodzie. Musieliśmy ściąć chyba z 10 drzew, które najbardziej zasłaniały słońce. Działkę mamy niezwykle słoneczną, co w Norwegii jest bardzo ważne, ale była tak zarośnięta, że zamiast trawnika jest mech. Mech jest też na dachu. Musimy z nim skończyć, bo wilgoć nie służy domom.
Pierwszą rzeczą, jaką zakupiliśmy do ogrodu była hamak!:) Najwspanialszy wynalazek odpoczynkowy:) I teraz w każdej wolnej chwili hamakuję sobie czytając o wnętrzach = teraz naprawdę potrzebuję inspiracji!
Jesteśmy teraz mieszkańcami wsi, co widać z każdej strony, za domem pasą się konie sąsiada, a jakieś pół kilometra dalej jest duża stadnina. To naprawdę urocze:)
Wreszcie też możemy mieć zwierzątka, nikt na nas nie może nałożyć zakazu ich posiadania. Nie jest to mój wymarzony pies (JESZCZE), tylko mały kotek, ale i tak jestem nim zauroczona. Mąż dostał go od kolegi. Był najsłabszym ze wszystkich kociąt, urodził się z wadą genetyczną: nie ma ogona i u jednej łapki ma tylko dwa pazurki. Jednak nie przeszkadza mu to w szaleństwach i drapaniu;) i jest okazem zdrowia, tylko dziwnym okazem;D Z racji braku ogonka przypomina rysia, więc nazwaliśmy ją Ryszardą, czyli Ryśką:) Bo ten kotek to dziewczynka:)
Kończę z nadzieją pisania częściej i zaglądania częściej na inne blogi! Pozdrawiam tych, którzy tu zaglądają:)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Szczescie przez Ciebie przemawia :)Pamietam jak to bylo kiedy wprowadzilismy sie na dobre do naszego domu - nie mielismy nawet stolu i krzesel do siedzenia,ale bylismy mega szczesliwi :)Kotka jest super:)pozdrawaiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńU nas też krucho z meblami, ale została jakaś stara kanapa, więc mamy na czym spocząć;) Teraz będę urządzała polowania na meble w bruktbutikkach, tak jak Ty:)
OdpowiedzUsuńŚliczna okolica i miejsce do wypoczynku. Gratuluję i jestem bardzo ciekawa efektów końcowych :)
OdpowiedzUsuń