czwartek, 31 stycznia 2013

Piękna zima norweska



Dziś pokażę trochę tej pięknej i tajemniczej pory roku. Jeszcze miesiąc i zacznie się czuć wiosnę, choć dni tak szybko się wydłużają, że już poniekąd się ją czuje. Jednak nadal zima jest:)) Okazała i zachwycająca:)



Wiele osób myśląc o Norwegii, ma na myśli jej części północne czy zachodnie, a sami przyznacie, że południe Norwegii też jest piękne i też wyczuwa się w jego krajobrazach "dzikość".


A poniżej typowa, około stuletnia, willa bogatego rolnika norweskiego. W moim rejonie jest ich dużo: duże, drewniane domy, w których niegdyś zamieszkiwali właściciele majątków ziemskich. Są najczęściej malowane na biało, z pięknymi gankami, "kratkowanymi" oknami, kilkupiętrowe. A obok nich stoją ogromne czerwone stodoły. Co ciekawe, większość z nich jest doskonale utrzymana, wciąż zamieszkała i to z zachowaniem tego dawnego stylu, w jakim zostały zbudowane i urządzone. Miałam okazję kilka razy gościć w takiej willi. Większość nawet jeśli ma jakieś nowoczesne rozwiązania (ogrzewanie podłogowe, czy okna plastikowe), to wykonane w taki sposób, że nie rzuca się to w oczy. Ma się wrażenie jakby czas się zatrzymał. Właściciele dbają o wartość historyczną tych domów, co mnie zachwyca. Z przykrością wtedy myślę o wielu tego typu willach w Polsce, które zostały "zmodernizowane": obite jakimś tworzywem sztucznym, albo styropianem i tynkiem... Wszystkie zdobne elementy zostały bezpowrotnie pokryte "nowoczesnością"... A szkoda, że zachłyśnięci tą nowoczesnością Polacy nie doceniali tego, co ocalało po wojnach i komunie. W mojej rodzinnej miejscowości, ale też w pobliskich wspaniałych uzdrowiskach, w ten sposób zniszczonych zostało większość domów drewnianych. Są nieliczne tylko przypadki, że architektura została należycie rewitalizowana, głównie dzięki unijnym funduszom. Smutne:( Ale cieszy fakt, że wędrując po blogach widzi się ludzi z zapałem odnawiających i dbających o starocie! :))
Szkoda, że nie mam zdjęć innych takich domów. Ale może uda mi się kiedyś pokazać Wam więcej.


środa, 23 stycznia 2013

Zima wcale nie jest zła!


Choć dziś rano było -20 stopni (w nocy jeszcze więcej) przy odpowiednim podejściu do zimna nie jest to koszmar. Na wielu blogach czytałam, że lubicie zimę, ale na wielu pisze się o wiośnie już w styczniu. To tak jak z Bożym Narodzeniem jesienią;) Bawi mnie też robienie w mediach afery z powodu kilku centymetrów śniegu w środku zimy:D Owszem, jest to może jakaś wiadomość, ale żeby jako najważniejsza? Na pierwszych stronach? Bez przesady... Narzekanie na zimno też jest dziecinne, no bo nie od dziś wiadomo, że zima jest co roku, i jak na razie nawet słynne globalne ocieplenie nie zmienia tego faktu;) A jak jest w Norwegii? Ano tu do zimy ludzie są przygotowani i można jej nienawidzić, a mimo to nie marznąć, nie narzekać, po prostu funkcjonować normalnie. Zima w moim rejonie nie jest dużo cięższa od tej, którą miałam w polskich górach (tu jest gorzej o tyle, że jest ciemno). Ale już podejście do niej zupełnie inne.


Zacznijmy od ubioru. Co najlepiej grzeje? Wełna i skóra. Wie to cała Skandynawia, Kanada, Rosja, wiedzieli to niegdyś polscy górale, a dziś jakby zapomnieli. Owszem, u mnie na Podhalu bardzo łatwo jest dostać wełniane kożuchy, ciepłe buty, skarpety czy swetry, ale robione toto "pod turystów". Na co dzień rzadko widuje się ludzi w kożuchu. Może jedynie odświętnie,  żeby się pochwalić tą drogą rzeczą. Natomiast wełna to chyba "obciach". Typowy góralski sweter jest jedynie elementem stroju regionalnego. A to przecież tak praktyczna rzecz! Dla odmiany każdy Norweg ma w swojej szefie wełniany sweter albo i dwa, a całą zimę chodzi w wełnianych skarpetach (przy czym są to ładne, niegryzące, dobrej jakości rzeczy). Zakłada też dobre, skórzane buty, a jak jest lód, to na buty wdziewa specjalne nakładki z kolcami! Super sprawa, wiem, bo sama ich używam. W Polsce też mamy baardzo często lodowisko na ulicach i każdy wie, że żadna "władza" gminna czy też miejska nie jest w stanie wszystkiego posolić, posypać piaskiem, itp. Czy nie lepiej więc zaopatrzyć się w takie kolce (to nie są takie alpinistyczne kolce, tylko małe, dyskretne nakładki na podeszwy)? Nie, lepiej iść w kozaczkach, na obcasiku, a potem narzekać, że się nogę połamało, bo służby nie wywiązują się z obowiązku;) Mam nadzieję, że nikt się nie pogniewa, ale taka jest prawda. Tu ludzie chodzą zimowo ubrani do pracy, do szkoły, "na miasto". I jest im po prostu ciepło. Praktyczne! Nikt też nie zachwyca się jakąś "termiczną" supernowoczesną bielizną narciarską, bo każdy wie, że najlepsza jest wełniana bielizna. I od razu obalam mity: dobra wełna ani nie "gryzie" ani nie uczula! I dzięki niej nie trzeba tysiąca warstw ubrań. Tutaj nawet noworodki mają zakładane wełniane body i gatki. Bo to zdrowe i nie przegrzejemy się w tym.
A druga rzecz, to przytulny nastrój w domu. Tutaj już zdecydowanie jest podobnie i na polskich blogach i na skandynawskich:)) Co nas grzeje? Świeczuszki, lampiony, ogień w kominku, ciepłe pledy:) U nas nawet jest lepiej, bo mamy pyszne herbatki i naleweczki;) W Norwegii są raczej czymś egzotycznym. Ja moją niezbyt ładną kanapę przykryłam na zimę owczymi skórami i filcowymi poduszeczkami, obok leży w pogotowiu kocyk. Jest niezwykle miło wylegiwać się, jak za oknem trzaskający mróz, zawieje i zamiecie:)


Na koniec jeszcze wspomnę, że na północy Europy od jesieni do wiosny nosi się wszędzie termos z gorącą kawą/ tutejsi Polacy z herbatą. Dzięki temu nie ma biadolenia, jak się stoi na przystanku, a autobus się spóźnia. Wystarczy napić się czegoś gorącego. Albo jak jest wypadek na drodze i stoimy w korku - termos zawsze się przydaje! Nie tylko dla tych, co wędrują po górach. Polecam! Choćby malutki:) Zwłaszcza, że są naprawdę piękne.

Niżej moje "dziergane" serwetki, a poniżej drzewo, które poukładaliśmy w takiej ponurej wnęce na korytarzu, między szafą a kominem:) Podoba mi się, bo ładne i praktyczne.



czwartek, 10 stycznia 2013

Kuchnia

Witam wszystkich w nowym roku, oby ta trzynastka była szczęśliwa! Tego sobie i Wam życzę:)
Dziś chcę pokazać naszą kuchnię. Jest już gotowa od mniej więcej miesiąca, ale nie było kiedy się nią chwalić. Nadal brakuje listew wykończeniowych i tym podobnych szczegółów, ale grunt, że już można jej używać! I nie myśleć o tej starej, obrzydliwej;)
Oczywiście meble to Ikea. Nie mogło być inaczej, tu po prostu inne sklepy powalają cenami. A poza tym Ikea ma dobrą jakość i bardzo funkcjonalne rozwiązania, zwłaszcza jeśli chodzi o kuchnie. Takie mam zdanie.


Jest w nowej kuchni jasno:)) Poprzedniczka, niebiesko szarobura, bardzo mnie przygnębiała i odbierała chęć na gotowanie. Kolor mebli to off white, gałki i uchwyty są z białej porcelany, blat jest brzozowy, a podłoga to bielony jesion:) Dużo natury - tak jak lubimy. Górnych szafek praktycznie nie ma, oprócz tych, które widzicie na zdjęciu - podświetlonych witrynek. Podobają mi się kuchnie bez zabudowanych wszystkich ścian, tak, żeby było miejsce na różne wieszaczki i inne duperelki;) Wyrzuciliśmy też jedną ścianę, tak, że kuchnia połączyła się z jadalnią i salonem. Ale to jeszcze jest niezbyt atrakcyjne wizualnie, więc pominę prezentację;)
Listwy między podłogą, a meblami będą w tym tygodniu, ale ja już chciałam coś pokazać:) Spoglądajcie więc łaskawym okiem.
I spełniłam moje marzenie - zlew pod oknem. Już jeden pan skrytykował: "my taki mamy i żona psioczy, bo się okno brudzi ciągle". Nie dbam o to, mam tak jak chciałam:)) Z resztą wcale się nie brudzi, przynajmniej u nas. A z resztą brudną robotę odwala moja przyjaciółka zmywarka, więc zlew pod oknem jest bardzo praktyczny.
Na koniec kilka drobiazgów kuchennych. Bardzo lubię wieszak - serduszko z Nille i włoski pojemnik na makaron ze sklepu ze starociami:) Słoiczek ze wstążką też kupiony używany, a filcowe serce to pozostałość po świętach, niedługo pewnie zniknie.


I co myślicie o niej? Kuchni znaczy się?:) Ja jestem zachwycona i z pewnością jeszcze niejeden raz zagości w moich postach.
Kończę wspomnieniem naszego miasteczka w sylwestrową noc (już 30 grudnia wróciliśmy z Polski, sylwester był więc tu).