środa, 31 października 2012

Norweskie stare domy

Dziś będzie o domach, w których nikt nie mieszka, a które ogromnie mi się podobają. Jako, że jestem dość ciekawska i przy okazji lubię historię, zawsze jak napotkam na swojej drodze jakąś stareńką budowlę to oglądam ją ze wszystkich stron:) Okazji miewam sporo, bo w Norwegii takich opuszczonych domów, w których kiedyś zapewne tętniło życie, jest sporo. Zwłaszcza na tzw. zadupiach;), z dala od większych miejscowości, przy szutrowych drogach, gdzie "diabeł mówi dobranoc". Lubię na takich odludziach spacerować i prawie zawsze znajdę jakiś stary dom. Zaczynam wtedy wyobrażać sobie jak tu było kiedyś, kto tu mieszkał, czym się zajmował? Jakie były ich smutki i radości, czy hodowali owce czy krowy, a może jedno i drugie? Jest to dla mnie niezwykle fascynujące. Te domy w większości należały do farmerów. Kiedyś Norwegia była biedna jak mysz kościelna, więc ludzi żyli z "ziemi". Nie musieli mieszkać blisko miasta czy przy ważnym szlaku transportowym. Żyli sobie w lesie, nad jeziorami, wypasali owce, trudnili się wszelakim rzemiosłem. I pewnie byli szczęśliwi:) Ale czasy się zmieniły i ich potomkowie musieli przenieść się za pracą bliżej miast. Domy zostały, a ponieważ są solidnie wykonane, stoją do dziś. Czasem służą jako domy letniskowe dla wnucząt w prawnucząt byłych właścicieli. A czasem tylko jako mieszkanko dla myszek.

Ten biały, to jeden z ładniejszych domów, jakie napotkałam spacerując po lesie. Ale widać (po skoszonej trawie choćby), że ktoś tu czasem zagląda.

Dom na zapewne około stu lat, może i więcej. Bardzo podobają mi się wykończenia okien. Często w nowych domach też się takie stosuje. I często są te ozdobne deseczki pomalowane na inny kolor niż reszta domu. Tu są zielone. Ale teraz zwykle maluje się je na szaro (jak dom jest biały) lub biało (jak dom jest szary). To obecnie najmodniejsze kolory jeśli chodzi o malowanie fasady domu, przynajmniej na południu Norwegii.


Obok takich domów są stodoły (częściej ich szczątki), jakieś stare sprzęty rolnicze, łodzie. I oczywiście rośliny ozdobne, które bez pomocy człowieka nie zawędrowałyby w takie miejsca:) Te, którym udało się przetrwać, rosną sobie i kwitną. Przypominają, że kiedyś ktoś dbał o dom i ogród, "pięknił" go żeby życie było milsze.
Drugi dom, jaki wam pokażę, jest dużo bardziej zaniedbany, choć nie sądzę, żeby był starszy.


Natrafiłam na niego po ok. 3 kilometrach  leśnej dróżki, zamkniętej szlabanem. Rósł tam ogromny kasztan -  kolejna roślina, której człowiek pomógł się w takim miejscu znaleźć. Kasztan wielce mnie uradował, bo tutaj nieczęsto się trafia. Mogłam nazbierać kilka kasztanów na ozdobę domu;)



Dom ten również miał piękne wykończenia okien, obok niego stała ogromniasta stodoła i niemała drewutnia. Pewnie kiedyś mieszkała tu duża rodzina, posiadali dużą farmę. Blisko były tory, więc pewnie jakaś stacja kolejowa też. Zapewne kolej była ich łącznikiem ze światem, może taką drogą ich dzieci jeździły do szkoły w najbliższym mieście? Może tak jeździli sprzedawać nadwyżki swoich produktów? Niezwykle mnie to wszystko fascynuje:) Mam nadzieję, że kiedyś mój norweski będzie na tyle dobry, że będę mogła poczytać o takich lokalnych historiach:)
Pozdrawiam zaglądających:) Teraz idę uzbroić się w słodycze, gdyż tutejsze dzieciaki będą dziś straszyć:P Ja nie obchodzę "halułin", bo jakoś nie nawykłam jeszcze do takiego święta. Pewnie jestem jedną z nielicznych, która nie ma wydrążonej dyni na ganku:) Ale kto wie, może w przyszłym roku?

czwartek, 25 października 2012

Teraz taras i podarki

Zakończyliśmy budowę tarasu przy wejściu:) Cieszę się ogromnie, bo jest to (po piecu i drenażu piwnicy) trzeci zakończony projekt w naszym domu. I chyba ostatni tego roku na zewnątrz, teraz przeniesiemy się z robotą do wnętrza. Oto migawka z placu budowy:

Prawie cały czas było zimno, ciemno (2 - 5 stopni) i padał deszcz. Brrr....
Tak wygląda zakończony:


Teraz zostanie w takim stanie do wiosny, kiedy to dostanie jakieś dekoracje i kwiaty:) I może meble? Zakupiłam jedynie jeden lampion, który zapalamy zawsze, jak spodziewamy się gości.

No właśnie - gości. Tych mieliśmy ostatnio troszkę, bo robiliśmy parapetówkę. Miała być jedna impreza, ale baaardzo ciężko jest zebrać wszystkich znajomych razem. Pominę już to, że robię kolację, ktoś potwierdza przybycie, a w ostatniej chwili nie zjawia się, a ja z jedzeniem zostaję "na lodzie". Cóż, bywa i tak. Niemniej ja lubię jak goście przychodzą na umawiany czas i siadają do stołu razem. Tym razem imprezy były dwie, sobota po sobocie. Jako, że stołu jadalnianego u nas jeszcze brak, musieliśmy zadowolić się stolikiem przy kanapie;) ale dało się! Z resztą jak jest parapetówka, to można siedzieć nawet na podłodze, prawda?;))
Korzystając z okazji pochwalę się podarkami, jakie otrzymaliśmy:) Goście trafili w dziesiątkę. Dostaliśmy piękny lampion:


ramkę na zdjęcia (choć już wiem, że wykorzystam ją nie tylko na zdjęcia):


Mam teraz także śliczne roślinki - nakrapianą orchideę i fiołka alpejskiego. Lubię kwiaty w domu, ale jeszcze nie posiadam ich za wiele, więc tym bardziej miło było jest otrzymać.


A to moja prosta dekoracja pustej części salonu;)

Na koniec wspomnę jeszcze o tym, co związane jest z jesienią i ciemnościami panującymi o tej porze roku, ale nie tyczy się to jesieni jedynie. Otóż jako kierowca mam ogromną prośbę do pieszych - pozwólcie się zobaczyć, UŻYWAJCIE ODBLASKÓW moi mili. Pieszy ma wspaniałą sytuację, bo widzi światła samochodu. Niestety kierowca tegoż samochodu niemal nie ma szans zauważyć w porę pieszego, kiedy ten nie ma ani kawałka odblaskowej materii na sobie. Nie rozumiem, dlaczego jest z tym taki problem w Polsce. Przecież to ani nie jest koszt, ani tzw. "obciach" mieć odblask. I nawet "zaświecony" telefon komórkowy nie jest widoczny tak, jak najmniejszy odblask. W Norwegii nawet psy mają zakładane odblaskowe kamizelki idąc na spacer. Każde dziecko, każdy dorosły jest doskonale widoczny z daleka. Tutaj często nie ma chodników, zwłaszcza dalej od miasta, dlatego każdy musi się zatroszczyć o swoją widoczność. A w naszym kraju pieszy w ciemnej kurtce nie daje szans kierowcy. Piszę to z nadzieją, że choć kilka osób to przeczyta i przekaże dalej. Już trzy razy omal nie rozjechałam pieszego (właśnie jesienią) przez to, że był kompletnie niewidoczny:(((
I jeszcze jedna rzecz, tym razem aż śmieszna;) Już dwa tygodnie temu zauważyłam, że w norweskich sklepach zaczynają pojawiać się ozdoby bożonarodzeniowe! Właściwie, to się oburzyłam, ale teraz się z tego śmieję. I staram się konsekwentnie ignorować takie działy sprzedaży. Przynajmniej do połowy listopada, bo wtedy zacznę pewnie powoli planować, jak udekorować dom na święta. A jakie jest wasze zdanie na temat świątecznego klimatu w październiku?
Pozdrawiam gorąco!

wtorek, 16 października 2012

Wieszak na biżuterię


Nareszcie mam! Wieszak na kolczyki i inne świecidełka. A w dodatku sama go zrobiłam:)) I dziś opiszę Wam w jaki sposób.
Nie posiadam jakiejś niesamowitej kolekcji biżuterii, ale coś tam mam. I wszystkie te moje ozdoby zawsze były wszędzie. W łazience, w mojej torebce, w portfelu a nawet w samochodowym schowku:P Aż powiedziałam dość - muszę coś z tym uczynić. Jak już wspominałam, obiecałam sobie kreatywnie wykorzystać kawałki tapet. Jeden z tych projektów to właśnie tenże wieszak. Gdzieś już podobne widziałam i to mnie natchnęło.
Zrobienie go jest proste. Wystarczy drewniana ramka na zdjęcia bez szyby (najlepiej nielakierowana, jeśli chcecie pobielić), kawałek tapety wielkości tej ramki (u mnie A4), klej, wkręcane uchwyty, biała farba akrylowa, gąbka lub pędzelek.
Ramka była stara, a drewno ciemne, więc odświeżyłam ją bieląc farbą akrylową. W tym celu moczyłam gąbką drewno, a następnie przecierałam wzdłuż słojów inną gąbką z odrobiną akrylu. Później na tył ramki nakleiłam tapetę. Użyłam do tego mocnego kleju do papieru, bo akurat u mnie tył ramy był z twardej tektury. Następnie ramkę nałożyłam na tekturę z tapetą i przy pomocy linijki i ołówka wymierzyłam i zaznaczyłam gdzie wkręcę wieszaczki. Miałam ich 10 sztuk.

Ostatnim krokiem był ich wkręcenie. Trzeba uważać, coby nie uszkodzić tapety. Wbrew pozorom w tej tekturze wcale nie wkręcało się łatwo;) i wkręty są ciut za długie i wystają z tyłu, ale u mnie to nie przeszkadza w niczym, a zawsze można je obciąć.
A to efekt końcowy:


Teraz pozostaje mi podjąć decyzję gdzie ten "obrazek" zawiesić. Chyba będzie to sypialnia.
To mój pierwszy taki kreatywny post, ale zapewne nieostatni:) Mam nadzieję, że kogoś zainspiruję to stworzenia takiego wieszaka.

piątek, 12 października 2012

Tapety


Nasz dom zbudowany jest w technologii szkieletowej, a jego wewnętrzne ściany to po prostu płyty, które muszą być czymś "obite". Poprzedni właściciele postawili na tapety (z wyjątkiem korytarza, gdzie ściany są drewniane). Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że widać mieli inny gust niż ja, bo tapety owe są paskudne! A i wiek już swój mają na moje oko pełnoletni;) My chcielibyśmy w części salonu, tej kominkowo - kanapowo - telewizyjnej, obłożyć ściany pobielanymi deskami ustawionymi poziomo:) Stworzy to zapewne przytulny klimat, no i bielone drewno podoba nam się ogromnie! Jednak w części jadalnej chcę mieć tapetę, podobnie jak w sypialni. Tapety potrafią być przepiękne i zawsze raz na jakiś czas można je zmienić, gdy się znudzą.
Do zmiany tapet zapewne jeszcze trochę czasu upłynie, ale snując plany przyszłego wyglądu domu, zaczęłam przeszukiwać internet w poszukiwaniu tapet, które przypadną mi do gustu. Kryteria były takie: jasna i nawiązująca do natury, w skandynawskim stylu. Nie lubię geometrycznych wzorów na tapetach. Nie chcę też tapety retro, choć jestem nimi zachwycona (zwłaszcza tymi nawiązującymi do lat sześćdziesiątych) Internetowe sklepy tapeciarskie mają ogromny wybór kolekcji tapet z całego świata. I co ciekawe, te które mi się podobają, w Polsce kosztują tyle samo co np. w Norwegii. Więc wybór mój padł na sklep Flugger.no (to chyba oddział dużego sklepu szwedzkiego). Zamówiłam tam w niedzielę próbki dziesięciu tapet (każda próbka formatu A4, za jedyne 4 korony), które przybyły do mnie wczoraj:)))


Co o nich myślicie? Oczywiście niektóre zupełnie inaczej prezentowały się za zdjęciach w sklepie, niż w rzeczywistości, ale kilka z nich spełnia moje oczekiwania:)
Oto mój faworyt do sypialni, zdjęcie ciut ciemne, ale przecież tapetę będę też widywała przy słabszym oświetleniu, wyżej widać ten wzór lepiej oświetlony:

 lub ta:


A do kącika jadalnego taka:


Próbki są tak ładne, że postanowiłam wykorzystać je kreatywnie, o czym zapewne tutaj opowiem, jak to już uczynię. I nie wykluczone, że zamówię ich więcej, nawet takich, które nie koniecznie chcę mieć na ścianie, ale po prostu mi się podobają:))

poniedziałek, 8 października 2012

Kolejny jesienny...

...Post, kolejny jesienny dzień:) Weekend minął nam wspaniale, a to za sprawą cudownej pogody! Sobota była ogródkowa. Musiałam wywieźć trochę gałęzi i kamieni. Nie wiem, kiedy ten nasz ogródek będzie ładny, może dopiero pod koniec przyszłego roku. Ale nie od razu Rzym zbudowano! Posadziłam też troszkę krokusów, tulipanów i szafirków, żeby choć kilka kwiatuszków cieszyło moje oko wiosną. Mam cichą nadzieję, że poprzedni właściciele mieli tu jakieś cebulowe kwiaty i że wyrosną one wiosną, ale na wszelki wypadek muszę mieć tez swoje. Małżonek mój pracował nad fundamentem pod taras. A raczej pod tarasowejście. Wcześniej mieliśmy brzydkie, betonowe schody wejściowe, które były nieco pokruszone od mrozu. Teraz w ich miejscu będą drewniane, z tarasem o powierzchni ok 7m kwadratowych. Rankiem i południem jest to bardzo słoneczne miejsce, przyda się więc mieć tam stolik z krzesłami. A w niedzielę byliśmy na małej przejażdżce. Nie mogłam wprost nacieszyć się spacerem pośród drzew i jezior. Nie przeszkadzał mi nawet silny, zimny wiatr!



A teraz pokażę mój jesienny świecznik. Niedawno odwiedziłam sklepik z różnymi gratami (który odkrył mój mąż w drodze z pracy) i kupiłam dużo różności, między innymi śliczną szklaną wazę. Posłużyłam mi jako świecznik ozdobiony skarbami lasu. Są w niej kasztany, patyki z porostami, wrzosy, szyszki. Stroik stoi na stoliku w salonie i co wieczór zapalamy w nim świeczuszkę.


Na zakończenie kolejny drobiazg zakupiony w wyżej wspomnianym sklepiku: zielony świecznik na łańcuszku. Zbliżają się chłody i ciemności, a nic tak nie ociepla atmosfery domowej jak zapalone świece czy latarenki:) Uwielbiam!

Moja przygoda blogowa zaczęła się całkiem niedawno i wiele muszę się nauczyć. Mam nadzieję, że będę ulepszać z czasem moje posty i zdjęcia:) Jak wiecie, zajmuje to mnóstwo czasu, który nie zawsze jest. Miło mi, że są ludzie tu zaglądający:)
Pozdrawiam z południa północy:) B.

wtorek, 2 października 2012

Kominek

Tak jak wspominałam ostatnio, będzie o naszym nowym piecu. Jesień to początek sezonu grzewczego (my palimy już od dwóch tygodni każdego wieczora), a kominek to chyba najprzyjemniejszy sposób ogrzewania :) Kiedy kupiliśmy dom, źródłem ogrzewania był piec olejowy. Taki stojący w salonie i udający piecyk kaflowy, ale było toto opalane olejem. Przed domem stała beczka ze znaczkiem Statoil - zapasy oleju opałowego. Brzydkie to było, śmierdzące i nie wyobrażaliśmy sobie by tego używać! Być może czterdzieści lat temu był to cud techniki, ale czasy świetności ten piec miał już za sobą. I powiedzmy sobie szczerze - ani to ekologiczne, ani przyjemne, ani tanie! Zwłaszcza koszty są dość wysokie. Zdziwiona byłam, ze w Norwegii, kraju lasów i dbania o środowisko, takie rzeczy są w domach. Przecież tu się pali drzewem!
Wielu mieszkańców nawet na oczy nie widziało węgla, a gaz tylko eksportują (gotuje się, ogrzewa wodę, itp tylko i wyłącznie przy użyciu energii elektrycznej). Od razu postanowiliśmy, że trzeba kupić piec, taką kozę - kominek, który nas ogrzeje w zimowe dni i będzie przy okazji ładny.

Skandynawowie są moim zdaniem mistrzami w produkcji takich piecyków, są one ładne, wydajne i długowieczne. Do wyboru są duńskie, norweskie, fińskie czy szwedzkie, naprawdę doskonałej jakości. Ceny są bardzo różne, w zależności od wydajności i wielkości. My zdecydowaliśmy się na piec drogi, ale oszczędny i niezwykle wydajny, bo obłożony specjalnym kamieniem magazynującym ciepło. I już wiemy, ze ta inwestycja szybko się zwróci! Piecyk ten ogrzewa nam cały jeden poziom, czyli ok 91 metrów kwadratowych (nie grzeje tylko piwnicy, tam jest inny, z resztą tam może być zimno). Stoi w salonie, ale blisko przedpokoju i kuchni, toteż ciepło równomiernie się rozchodzi.
Oto nasz kominek z katalogu producenta (szwedzka Contura):





U nas wydaje się większy, no i jeszcze nie ma tak pięknego otoczenia. Na ścianie w salonie jest okropna tapeta, a przedpokój jest pomalowany na niebiesko i bordowo, po prostu tragedia;) Będziemy musieli to zmienić, ale nie da się wszystkiego na raz zrobić.  Podczas czyszczenia starego tynku z komina okazało się, że pod spodem znajduje się stara ładna cegła. Komin w założeniu miał być obłożony kamieniem, ale postanowiliśmy, że cegła zostaje! Dość ciemno w tej chwili się to prezentuje, bo brak nam dobrego oświetlenia, przedpokój jest ciemny, a nie mam też dobrej lampy do aparatu, ale z czasem nasz dom nabierze światła!
Tak wygląda ten piec u nas:




Październik zaczął się u nas ciepło i słoneczne. Drzewa przybrały teraz najpiękniejsze jesienne barwy, poranki są cudownie mgliste, a ja jestem szczęśliwa:) Oby ten stan trwał jak najdłużej:)


Zabieram się do zrobienia choć kilku jesiennych dekoracji, mam pomysł, ale czasu na wykonanie brak. Jedynie udało mi się znaleźć kilka kasztanów.


Pozdrawiam jesiennie:)