wtorek, 28 sierpnia 2012

Jesienny wiatr

Witam:)
Sierpniowa pogoda nas rozpieszcza! Prawie wcale nie pada, jest rześko i słonecznie:) Idealnie, ponieważ mamy mnóstwo pracy. Ostatnio gościła u nas pani Koparka, która wykopywała i zakopywała, równała, przesuwała, a nawet przesadzała rośliny. Został po niej duuży kawał ziemi, na którym będziemy musieli posiać trawę, coby na rok następny było już zielono. Koparka narobiła nieco zmian w naszym ogrodzie, ale pozytywnych zmian. Teraz trzeba będzie zabrać się do prac ręcznych, w ruch pójdą grabki, łopaty itp. Pewnie minie kilka lat zanim nasz ogród będzie piękny, ale tak to już jest.
Kiedy wczoraj grabiłam korzenie i kamyki, pozostałości po naszej pani Koparce, poczułam jesień:)) Jej zapach został przyniesiony z wiatrem. Lekko wilgotnym, chłodnawym, zwiastującym zmianę. Bardzo zatęskniłam za Polską i moimi ukochanymi Gorcami, gdzie właśnie przełom sierpnia i września był najpiękniejszy. Kiedy mieszkałam w moim rodzinnym domu, na początku jesieni każdą wolną chwilę spędzałam na wędrówkach po górach. Zbierałam grzyby, ostatnie jagody (w górach dojrzewają później), jeżyny. Robiłam jesienne bukiety, albo po prostu siadałam na polanie i wdychałam jesień. To są moje najwspanialsze wspomnienia związane z dzieciństwem i młodością (choć stara nie jestem ;)). W górach wtedy robiło się pusto, gospodarze zwieźli siano, krowy wypasali już tylko w dolinach, turyści powracali do miast, a ja wtedy miałam je tylko dla siebie! Uwielbiam samotne wędrówki. I mogłabym tak bez końca rozpisywać się nad jesienią.
Tu, w Norwegii, jesień trwa krótko. Jest chłodna, nie ma babiego lata. Dużo pada. Ale i tak ją lubię;)
Koniec sierpnia zachwyca kolorami jarzębiny, wrzosów i brusznicy:) Zwłaszcza te dwie ostatnie rośliny są jednymi z moich ukochanych.


Nie ma to, jak przed domem mieć "parking" na łódkę:)) I like it!




czwartek, 16 sierpnia 2012

Lato w Norwegii

Lata w Norwegii tego roku nie było, ale przeglądając zdjęcia natrafiłam na te z zeszłego. To był sierpień. Na dwa tygodnie zostałam opiekunką trzech piesków, których właścicielka wyjechała na wakacje:) Spędziłam z nimi niejedno urocze popołudnie na tarasie. Zrobiłam sporo zdjęć, które moim zdaniem wspaniale oddają klimat leniwego letniego popołudnia:)

Na większości blogów czytam, że już czujecie jesień. Ja jeszcze nie. Może po prostu nie chcę jej jeszcze poczuć, bo nie nacieszyłam się latem? Choć kocham jesień, jest moją ulubioną porą roku, u mnie jeszcze będzie lato minimum przez tydzień!:)



Nie wiem jak to jest w innych rejonach Norwegii, ale u mnie, na południowym wybrzeżu, popularne są tabliczki przy drzwiach za starej dachówki, na których namalowane są różne lokalne motywy i wypisane są osoby mieszkające w domu:) Dzięki temu wiadomo, że dzwonimy do właściwych drzwi:) Nad morzem są motywy marine, troszkę w głąb lądu często trafić można na trolle, pojawiają się obrazki myśliwskie - jeśli właściciel domu jest myśliwym lub krówki czy konie - jeśli jest farmerem. Jestem tym zauroczona:) Podobnie z resztą malowane są skrzynki na listy (tych jednak jeszcze nie sfotografowałam). Tu przykład takiej dachówki, akurat bez imion właścicieli:


Na koniec pieski, u których gościłam. Pudel, shi tzu i bichon frise. Pudel jak to pudel, pies z trudnym charakterkiem i samolubny moim zdaniem, natomiast dwoma pozostałymi byłam zachwycona. Generalnie lubię duże "psowe" psy. Te małe zawsze traktowałam z przymrużeniem oka, ale i one potrafią być wspaniałe! :) Ogromne wrażenie zrobiła na mnie suczka Thea shi tzu. W tym małym ciele mieszka wielki odważny i waleczny pies, z prawdziwie tybetańskim, stonowanym charakterem. Chętnie kiedyś zostanę właścicielką takiego kudłatego stworzonka, a wszystkim którzy chcą małego pieska polecam tą rasę. Oto ona, tu wygląda jakby była smutna, ale może jest w stanie głębokiej zadumy?;) :


Na koniec Tinka bichon frise przysypiająca na leżaku, a w jej oczach letnie gorące popołudnie (chyba najlepsze psie zdjęcie jakie kiedykolwiek zrobiłam):


Pudel zapozować nie chciał, więc jak nie to nie;)
Życzę wszystkim jeszcze co najmniej kilku takich letnich chwil, zanim nadejdzie jesień:))

środa, 15 sierpnia 2012

Ogrodowo


Witam wreszcie z nowego domu!
Ostatnio mieliśmy mnóstwo pracy: przeprowadzka, sprzątanie starego mieszkania, zakupy (a to zamrażarka jest potrzebna, a to czajnik, a to znowuż kosiarka) i mnóstwo papierkowej roboty związanej z kredytem. Ale w końcu od 1. sierpnia jesteśmy u siebie!!!:)) Pracy w domu i ogrodzie jest tyle, ze nie wiadomo w co ręce włożyć. Mniej więcej ogarnęliśmy środek, tak, że przynajmniej wiem gdzie jaka rzecz się znajduje, ale przed nami najgorsze remonty: nowy piec, nowa kuchnia i nowa łazienka. Przypuszczam, ze zajmie nam to całą jesień.
Dom nie była od daaaawna remontowany, kuchnia woła o pomstę do nieba, ma 40 lat i nadaje się tylko do wymiany. Łudziłam się, że ja przemaluję i jakoś to będzie, ale nie ma szans. Jest okropna. Łazienka jest maleńka, będziemy ją powiększać kosztem  szafy wnękowej w sypialni. Ale i tak jest cudownie:) Jeszcze pewno długo nie zamieszczę zdjęć wnętrza, bo to ma być blog o rzeczach pięknych, a nie paskudztwach;) Ale później nadrobię:)
Dziś pokażę wam odrobinę ogrodu:) Z racji pięknej pogody dom zostawiliśmy i pracujemy w ogrodzie. Musieliśmy ściąć chyba z 10 drzew, które najbardziej zasłaniały słońce. Działkę mamy niezwykle słoneczną, co w Norwegii jest bardzo ważne, ale była tak zarośnięta, że zamiast trawnika jest mech. Mech jest też na dachu. Musimy z nim skończyć, bo wilgoć nie służy domom.


Pierwszą rzeczą, jaką zakupiliśmy do ogrodu była hamak!:) Najwspanialszy wynalazek odpoczynkowy:) I teraz w każdej wolnej chwili hamakuję sobie czytając o wnętrzach = teraz naprawdę potrzebuję inspiracji!


Jesteśmy teraz mieszkańcami wsi, co widać z każdej strony, za domem pasą się konie sąsiada, a jakieś pół kilometra dalej jest duża stadnina. To naprawdę urocze:)


Wreszcie też możemy mieć zwierzątka, nikt na nas nie może nałożyć zakazu ich posiadania. Nie jest to mój wymarzony pies (JESZCZE), tylko mały kotek, ale i tak jestem nim zauroczona. Mąż dostał go od kolegi. Był najsłabszym ze wszystkich kociąt, urodził się z wadą genetyczną: nie ma ogona i u jednej łapki ma tylko dwa pazurki. Jednak nie przeszkadza mu to w szaleństwach i drapaniu;) i jest okazem zdrowia, tylko dziwnym okazem;D Z racji braku ogonka przypomina rysia, więc nazwaliśmy ją Ryszardą, czyli Ryśką:) Bo ten kotek to dziewczynka:)

 Kończę z nadzieją pisania częściej i zaglądania częściej na inne blogi! Pozdrawiam tych, którzy tu zaglądają:)